sobota, 24 września 2016

Rozdział 14

Louis obudził się zlany potem. Zamrugał kilka razy, by w pełni się rozbudzić i poszedł do łazienki obmyć twarz. Wracając z powrotem do sypialni, zerknął na zegar - kilka minut po piątej. Westchnął smutno i przysiadł na łóżku. Sięgnął po obity brązową skórą notatnik, leżący na parapecie. Od zapisywania w nim zaczynał i kończył swój każdy dzień. Przewinął na ostatnią stronę i odczytał krótką wiadomość: 
"Wiem, że to niewielkie w stosunku do wyrządzonych ci wcześniej krzywd, ale mimo wszystko mam nadzieję, że będzie ci służył :)
Waliyha "
Szatyn wrócił do jednej z pierwszej stron. Długo rozmyślał, co chwilę odstawiając i przystawiając pióro do kartki. W końcu przerwał tę udrękę i zapisał ilość przespanych godzin oraz porównał je do poprzednich. Uśmiechnął się na myśl, że teraz śpi około pół godziny dłużej niż na początku. 
- Małymi kroczkami do celu - mruknął sobie pod nosem. 
Odłożył dziennik. Zszedł na dół, wpierw kierując się do kuchni by nastawić wodę na herbatę. Postanowił też zrobić sobie niewielkie śniadanie, składające się z płatków śniadaniowych. Kiedy czajnik zapiszczał zalał napój i zaniósł kubek do salonu. Żeby nie jeść samotnie otworzył drzwi na ogród i wsłuchiwał się w śpiew ptaków. 

***

Po południu postanowił odwiedzić swoją działalność. Znalazł w szafie jakieś w miarę reprezentacyjne ubrania, które szybko na siebie założył, i wyszedł z domu. Rzucił okiem w stronę swojego samochodu, wahając się przez chwilę, jednak mimo wszystko schował kluczyki głębiej do kieszeni. Szedł powoli, wdychając głęboko czyste (na tyle na ile może być w Yorku) powietrze. Obserwował ludzi spieszących się na zakupy, dzieci wracające ze szkoły i te bawiące się już na placach zabaw. Starsze pani na przystankach autobusowych i młodych, umięśnionych mężczyzn stojących pod salonem tatuaży. Przechodząc przez centrum miał wrażenie, że znalazł się na głównej ulicy w jakimś bardzo znanym i ważnym mieście, gdyż był pewien, że właśnie w tym momencie swojego życia słyszy każdy możliwy język na tym świecie, każdy możliwy dialekt  i akcent. Że widzi każdego możliwego reprezentanta danej kultury, rasy. I choć wiedział, że posiadanie dużej ilości różnych imigrantów w swoim kraju ma równie tyle zalet co wad, to mimo wszystko dziwnie by się czuł, gdyby pewnego dnia to wszystko po prostu znikło. Brakowałoby mu kobiet ubranych w kolorowe sari, biegnących wzdłuż drogi. Brakowałoby mu Irlandczyków, stojących pod jednym z lokalnym irlandzkich pubów, z którymi raz na jakiś czas ucinał sobie pogawędkę na temat piłki nożnej. Brakowałoby mu pana Lunga z chińskiej knajpki za rogiem, który zawsze witał go z uśmiechem, a jako że tam Tomlinson dorabiał jako nastolatek z sentymentu Chińczyk zawsze starał się o większą porcję dla niego. Brakowałoby mu Afifa i Tahiry - miłego małżeństwa z Bangladeszu, które teraz prowadzi niewielki sklep z jedzeniem z całego świata. I właśnie dziś, przechodząc przez centrum Louis zdał sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy. Czym byłoby to miasto bez tych wszystkich ludzi? Zapewne dalej Yorkiem, ale zabrakło by mu tych kolorów, tej egzotyczności, która dzisiaj jest ich codziennością. Te głębokie przemyślenia Tomlinsona na temat globalizacji i migracji zostały przerwane w momencie podejścia pod budynek weterynaryjny. Mężczyzna wziął głęboki oddech i pociągnął za klamkę. Nad jego głową rozległ się dźwięk dzwoneczka, który zapowiadał przyjście nowego gościa. Zza rogu wyłonił się Harry, zapewne w gotowości, by wyrecytować wyuczoną formułkę, witającą przychodzących. Styles zdziwił się widząc właściciela. 
- Lou nie spodziewaliśmy się ciebie. 
Szatyn posłał w kierunku drugiego miły uśmiech i spytał o Anyę. 
- Jest w gabinecie, właśnie ma przerwę.
Mężczyzna przytaknął i skierował się do właściwego pomieszczenia. Otwierając drzwi do jego uszu dobiegła muzyka relaksacyjna - często puszczana przez kobietę. Uśmiechnął się mimowolnie. Clark szybko wstała ze swojego miejsca, omal nie wylewając swojej kawy, by przywitać kolegę. 
- Lou wyglądasz...
- Mało depresyjnie jak na kogoś w mojej sytuacji?
- Chciałam powiedzieć, że wyglądasz znakomicie, ale jak wolisz. - Zaśmiali się - No opowiadaj.
- O czym?
- O wszystkim! Jak sobie radzisz? Wiesz co się dzieje u Zayna? 
Tomlinson zaczął opowiadać wszystko od początku. Tak dobrze im się gawędziło, że nie zauważył płynącego czasu. Dopóki chłopak kobiety nagle nie zapukał w drzwi, powiadamiając że już czekają pacjenci. Okazało się, że tkwią w tym samym miejscu o piętnaście minut za długo. Właściciel pożegnał się ze swoimi pracownikami i obiecał, że będzie wpadał do nich częściej. Jeszcze nie był na siłach, by w pełni pracować, ale chciał zrobić jakiś krok do przodu. Poza tym wszystkie biblioteki w mieście nie miały wystarczającej ilości książek, a dzięki powrocie do kliniki nie musiał spędzać czasu z przeczytanymi już historiami. Kiedy wyszedł z budynku, zaczął kierować się do centrum, by stamtąd pojechać autobusem do domu. Nie miał już siły iść na piechotę. Jego bezsenność i brak apetytu dawały się we znaki. Słyszał, że ktoś za nim coś krzyczy, lecz zbytnio się nie przejął. Ludzie dookoła ciągle coś wykrzykują. Kiedy nagle poczuł szarpnięcie za ramię, bał się odwrócić. Lecz kiedy usłyszał jak osobnik wymawia jego imię i nazwisko od razu wiedział kto to.
- Czego chcesz Lottie? - spytał, nie mając najmniejszej ochoty na tą rozmowę.
- Ile jeszcze mam czekać na pieniądze, co?!
Szatynowi gula ugrzęzła w gardle, bo właśnie zdał sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego. Pieniądze dla blondynki pokryły koszty podróży Zayna. On już nie ma z czego zapłacić. 
- Daje ci czas do jutra. 
- Bo inaczej co?
- Bo inaczej tego pożałujesz. 
Po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła za rogiem, a Louis znalazł w sobie dość sił, by zaoszczędzić na bilecie autobusowym.

***

Jesy przyszła jak zawsze po pracy. Nie musiała pukać do drzwi. Wiedziała, że mężczyzna na nią czeka. Kiedy weszła do salonu Tomlinson siedział na kanapie, popijając herbatę. 
- Tobie też zrobiłem - mruknął, wskazując na drugi kubek.
Szatynka podziękowała cicho i przysiadła się obok. Złożyła dłonie na kolanach i wbiła w nie wzrok.
- Louis ja muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła. 
Niebieskooki położył jej rękę na ramieniu. 
- Nie mam dla ciebie listu w tym tygodniu. 
Szatyn poczuł jak ziemia załamuje mu się pod stopami, a krew odpływa z twarzy. Nie ma listu. To tak jakby nie było Zayna. Zapomniał? Nie zapomniałby. W myślach widział już siebie na pogrzebie mulata. Nelson widząc jego reakcję, szybko krzyknęła:
- TYLKO ŻARTOWAŁAM!
Przełknęła głośno ślinę, widząc zabójczy wzrok przyjaciela. 
- Wybacz. 
Odchrząknęła i wyjęła kopertę z torebki. Tomlinson wręcz wyrwał jej to z dłoni, nie odzywając się ani słowem. 

Drogi Lousie...

Pamiętasz jak opowiadałem ci o wycieczce? Niestety nie udało nam się na nią pojechać. Ze względu na liczne protesty, poradzono mi bym na razie został w domu. Zaskakujące dla mnie jest to z jaką łatwością i spokojem mój tata mi to przekazał. Tak jakby nie było to nic nowego, bo w sumie tutaj rzeczywiście nie jest. Potrafisz to sobie wyobrazić? Rano, jedząc śniadanie i szykując się do pracy ci ludzie słyszą, że nie mogą dzisiaj wyjść z domu. I zamiast paniki wszyscy tylko wzruszają ramionami. Jakby to było coś normalnego, ale TO NIE JEST NORMALNE! Podziwiam tych ludzi, za to że tak żyją i tak potrafią żyć. Pamiętam jak byłem nastolatkiem, myślałem że Pakistan to miejsce dla mnie. Chciałem tu mieszkać. Kłóciłem się z rodzicami, nie wiedząc dlaczego stąd wyjechali. Przecież zawsze opowiadali o Pakistanie jako pięknym kraju, więc dlaczego przeprowadzili się do Wielkiej Brytanii? Pamiętam jak nienawidziłem Brytyjczyków za to co nam zrobili jako kolonię. Wpadłem w nie do końca odpowiednie towarzystwo i zacząłem wierzyć, że dla ludzi dookoła jestem nikim, bo jestem w pół Pakistańczykiem. Teraz wiem, że to było bardziej wmawianie sobie tego niż cokolwiek innego. Pamiętam jak wrzeszczałem na ojca, że wiesza w domu flagę brytyjską nie pakistańską. Że śpiewa nie ten hymn, że mówi nie tym językiem. Pamiętam jak wtedy tylko mruczał "oh gdybyś rozumiał, gdybyś wiedział". Teraz wiem i rozumiem. I dopiero teraz chyba jestem naprawdę wdzięczny, że dorastałem bez tego. Dalej uważam, że Pakistan to piękne, cudowne miejsce, ale teraz już wiem, że to nie miejsce dla mnie, dla nas. 

Wybacz, ale teraz zamknięty w moim pokoju od około trzech dni. Odradzają nam wychodzenie z domów, a tu jak ci ktoś coś odradza to znaczy, że jeśli chcesz przeżyć to musisz go posłuchać. Będąc szczerym nie mogę się doczekać aż wrócę do Ciebie i do kraju, w którym czuję się bezpiecznie.

Zadanie nr 3: Jeśli pójdziesz do sypialni i spojrzysz na moją półeczkę z książkami, zauważysz dwie rzeczy:
1) straszny tam bałagan, wiem,
2) Baśnie 100 i 1 nocy są przesunięte mocno do przodu,
Jeśli je wyciągniesz oczom twym okaże się skarbonka. Tam są pieniądze dla Lottie, bo kiedy wrócę chcę byśmy zaczęli wszystko od nowa bez starych problemów :)

Kocham cię 
Twój Zayn