wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział 16

Louis kroczył po udeptanej ścieżce. Wokół niego roznosił się zapach kadzideł i najróżniejszych przypraw. Był na głównym targu w Lahore. Ludzie krzyczeli na wszystkie strony. Szatyn nie rozumiał wszystkiego. Pojął podstawy arabskiego oraz znał kilka słów w urdu, ale wiedział, że jeszcze długa droga przed nim aż opanuje którykolwiek z tych języków do perfekcji. Na razie jednak jego tyle mu wystarczało żeby kupić podstawowe produkty. Schody pojawiały się dopiero gdy trzeba było załatwić coś w urzędzie, ale wtedy na pomoc spieszył Zayn, który mówił biegle w obydwu językach. Szatyn przeglądnął się w lustrze, które stało oparte o drewniane stoisko i przygładził swoją długą, kremową koszulę. Od kiedy dostał swój własny salwar kameez na urodziny chodzi w nim praktycznie cały czas. Mężczyzna uśmiechnął się do swojego odbicia i wyjął portfel wraz z listą zakupów. Zakupy nie zabrały mu dużo czasu. Już po niecałej godzinie miał ręce pełne siatek z odpowiednimi rzeczami. Na koniec podszedł jeszcze to straganu ze słodyczami, gdzie kupił worek lizaków i dwie czekolady. Z tym wszystkim skierował się na obrzeża Lahaur gdzie mieścił się jego dom. Kiedy tylko przekroczył próg Zayn ucałował go w oba policzki, uprzednio upewniając się, że okna są zasłonięte. Szatyn zarumienił się lekko i razem z mężem poszli zanieść zakupy do kuchni. W pomieszczeniu siedziała sześcioletnia Saira. Jej długie, gęste czarne włosy, które były związane w warkocz bujały się delikatnie. Kiedy dziewczynka usłyszała kroki podniosła główkę, a jej czekoladowe oczka zaświeciły. 
- Tata! - pisnęła i rzuciła się na mężczyznę. 
Louis uśmiechnął się szeroko i ucałował jej czółko. 
- Jak ci minął dzień słoneczko?
- Fantastycznie! Rysowałam i pobawiłam się trochę z Farishą! 
Niebieskooki uważnie słuchał swojej córki. W tym czasie mulat zajął się przygotowaniem obiadu. 
- Yasir powinien za niedługo być - powiedział do partnera. 
- Nie ma dziś dodatkowych zajęć z piłki?
- Odwołane. 
Brunet pokroił już wszystkie potrzebne warzywa. Wrzucił je na patelnię i mając je na oku, zaczął rozpakowywać resztę zakupów. Kiedy wszystko było schowane, odwrócił się i zobaczył jeden z najczulszych obrazów. Jego mąż miał na kolanach ich córeczkę, a w dłoniach jej rysunek przedstawiający całą ich rodzinę. 
- Tu jestem ja, tu Yas, tu ty tato, a tu koło ciebie jest papa! - wykrzyknęła dumna z siebie. 

***

Louis wiercił się w łóżku za wszelką cenę próbując zasnąć. Bezskutecznie. Pluł sobie w brodę dlaczego nastawiał budzik. Zacisnął mocno powieki. Chciał z powrotem do Sairy, do Yasira i do Zayna. Ten sen był taki piękny i taki realistyczny. Sprężyna cały czas trzaskała pod jego ciężarem. 
- To na nic - jęknął. 
Jednak nie zamierzał wstawać. Dalej z zamkniętymi oczami starał sobie wyobrazić dalsze losy jego rodziny. Jak wygląda Yasir? Od jak dawna mieszkają w Lahaur? Mruknął zadowolony widząc swojego syna jako pięknego młodzieńca o oliwkowej karnacji z pięknymi, kręconymi kruczoczarnymi włosami. Miałby błękitne oczy po nim, a po Zaynie usta i nos. Ile mógłby mieć lat? Mężczyzna przed dłuższy czas wahał się pomiędzy trzynaście, a piętnaście, lecz w końcu poszedł na kompromis. Yasir Tomlinson będzie miał czternaście lat. Po dłuższej chwili jego rodzina miała już praktycznie całą historię, dwa psy, trzy koty, papugę, rybki i królika oraz najlepszych sąsiadów na świecie. Szatyn uśmiechał się przez cały czas. Chciałby, żeby chociaż powoła z tych rzeczy kiedyś okazała się prawdą. 

***

Był zdziwiony kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Spojrzał na zegarek. Była dopiero dziewiąta. Jesy przychodziła po pracy czyli gdzieś około siedemnastej bądź osiemnastej. Tomlinson narzucił na siebie jakiś sweter, który akurat leżał w salonie i poszedł otworzyć. Na ganku stał Niall. Miał na sobie jasnobrązowe spodenki do kolan i białą koszulkę z nadrukiem. Przeczesał dłonią blond włosy i przywitał się nieśmiało. 
- Bo ten...tego - zaczął - Chcielibyśmy cię razem z Perrie zaprosić do nas na kolację.
- Kiedy?
- Dzisiaj około osiemnastej trzydzieści. 
Louis przekrzywił głowę zaciekawiony. 
- Będzie ktoś jeszcze?
- Tak, na pewno będzie Jesy, Harry i Anya oraz jakaś koleżanka Pezz - Jade, czy jakoś tak. Nie poznałem jej, więc nawet nie wiem, ale podobno jest sympatyczna.
Szatyn przytaknął i powiedział, że przyjdzie. Horan wyszczerzył zęby w uśmiechu. Życzył mu miłego dnia i już miał iść w swoim kierunku gdy nagle się odwrócił i spojrzał na mężczyznę poważnym wzrokiem. 
- Tak sobie pomyślałem.. - rozpoczął niepewnie - Pojechałbyś ze mną na zakupy? Pezza chce już mieć wszystko dla tego dziecka, a ja nawet nie wiem czego będziemy potrzebować. 
Tomlinson posłał w jego stronę ciepły uśmiech, po czym powiedział:
- Zaczekaj chwilkę. Przebiorę się i pojedziemy.

***

Dwaj mężczyźni krążyli po dziale dziecięcym. Mieli już pieluszki, dwie butelki i smoczek. 
- Będziecie mieli łóżeczko?
- Tak, mama Perrie ma nam załatwić. 
Louis przytaknął i skreślił je z listy. W drodze udało mu się wypisać wszystko to czego będą potrzebowali rodzice. 
- Jeszcze przewijak, wanienka, ubranka, oliwka, a co z wózkiem?
- Moja mama nam kupi. 
Kolejne przytaknięcie. Z wszystkim szybko się uwinęli poza ubrankami. Spędzili wśród śpioszków, bluzeczek i spodni dobrą godzinę. Szatyn teraz nie mógł pojąć swojego wcześniejszego uprzedzenia do blondyna. Był miły, zabawny i widać było, że troszczy się o dziewczynę. Właśnie szli do samochodu cali obładowani torbami, kiedy Tomlinson zebrał się na odwagę. 
- Będziesz wspaniałym ojcem - powiedział - I przepraszam za to jak cię wcześniej traktowałem, po prostu...
- Hej, no co ty! Nie przepraszaj. Rozumiem cię. Zjawiłem się znikąd i trochę namieszałem, ale nie ważne co było, ważne co będzie. Co nie?
Po czym uścisnął go na tyle, na ile mógł z dłońmi pełnymi ciężkich reklamówek.

***

Kilka minut przed osiemnastą Louis wyszedł z domu. W dłoniach miał wielki czerwony prezent, przepasany szmaragdową wstążką z dużą kokardą, w tym samym kolorze, na wieczku. W środku była elektroniczna niania, taki drobny upominek. Dom Irlandczyka nie był daleko, więc szatyn postanowił się przejść. Było lato. Wiał lekki, ciepły wietrzyk. Kiedy dotarł na miejsce poprawił jeszcze raz podarek i zapukał. Po chwili drzwi otworzyła mu Edwards. Uśmiechnęła się przyjaźnie i zaprosiła go do środka. Miała delikatny makijaż i delikatnie pofalowane włosy. Jej ciemnozielona sukienka do kolan leżała na niej idealnie. 
- Ślicznie wyglądasz. 
- Ty też. - Cmokła go w policzek. 
Mężczyzna podał jej prezent i zdjął buty. Razem przeszli do salonu gdzie byli już prawie wszyscy. 
- Czekamy jeszcze na Jade - poinformował go Niall.
Szatyn przytaknął i przywitał się ze swoimi znajomymi. Zaczęli rozmawiać. Anya zdała mu raport jak idzie jej w klinice. Louis był jej za to bardzo wdzięczny. Kiedy Clark wyszła na chwilę do toalety, Harry wspomniał o tym, że myśli o oświadczynach. Nagle z przedpokoju usłyszeli głos Perrie:
- Już myślałam, że nie przyjedziesz! Proszę, wchodź.  
Po chwili dołączyła się do nich drobna, szczupła dziewczyna. Jej kasztanowe włosy układały się falami n a ramionach. Bystre spojrzenie jej karmelowych tęczówek omiotło pomieszczenie. Uśmiechnęła się przyjaźnie, uwydatniając swoje pełne, pomalowane różem, usta. Miała na sobie czarną zwiewną sukienkę oraz dopasowane obcasy. 
- Miło mi was poznać. Jestem Jeed Thirlwall.
- Jeed? A nie Jade?
Szatynka zaśmiała się. 
- Przepraszam - powiedziała - To pewno przez mój akcent. Pochodzę z Newcastle. 
Perrie wyjaśniła, że Thirlwall dawno temu przyjechała na wakacje do Yorku. Tu dziewczyny się poznały i nawet kiedy szatynka musiała wracać do rodzinnej miejscowości pozostały w kontakcie. Blondynka uściskała swoją przyjaciółkę i przedstawiła każdego po kolei. 
- Nialla już znasz. Tutaj jest Anya Clark, Harry Styles, Jesy Nelson, a koło Jesy jest Louis Tomlinson. 
- Tomlinson? Takie samo nazwiska miała moja była.
- Naprawdę? - Louis zainteresował się. - Jak miała na imię?
- Felicite, w skrócie Fizzy.
- Miała brązowe włosy i była mniej więcej takiego wzrostu? - Ręką wyznaczył miarę. 
- Tak, znasz ją?
- Cóż jeśli dobrze łączę kropki to mówisz o Fizzy Tomlinson - mojej siostrze.

***

Wieczór minął szybko w przyjaznej atmosferze. Jade wyjaśniła Louisowi co zaszło między nimi, nie chcąc go zostawiać bez zbędnych niedomówień. Kiedy szykowali się do wyjścia Jesy zaproponowała jeszcze szybki wypad do klubu, jednak Perrie i Niall zrezygnowali z wiadomych powodów. Tak więc poszli w piątkę. Szatyn nawet nie pamiętał kiedy ostatnio był w jakimkolwiek z takich miejsc. Zapewne jeszcze przed wypadkiem. Usiedli przy barze i zamówili sobie po drinku. Anya i Harry szybko zapodziali się im gdzieś na parkiecie. Mężczyzna czuł jak Jade zerka nieśmiało na jego obrączkę. Dziewczyna zwilżyła usta i otworzyła buzię, zapewne by coś powiedzieć.
- Tak jestem zamężny - wyprzedził jej pytanie. 
- Oh! Jak nazywa się ten szczęściarz?
- Zayn.
- Ładnie. 
Szatynka uśmiechnęła się. 
- Nie mógł przyjść?
- Pojechał odwiedzić rodzinę w Pakistanie. 
- Rozumiem. 
Jade wyjęła z torebki swojego smartphona i zmarszczyła brwi. 
- Późno już. Muszę się zbierać za niecałe pół godziny odjeżdża mój pociąg. 
- Wracasz do Newcastle?
- Tak. 
Dziewczyna pożegnała się i opuściła klub.

***

Louis przysiągłby, że nie byli wcale tak długo. On sam był tylko lekko podpity. Jego głowa była przyjemnie lekka. Z Jest było trochę gorzej, ale nie miała wielkich trudności z dojściem do domu. Już mieli się rozstać kiedy szatyn złapał ją za ramię i poprosił o swój list. 
- Już się bałam, że zapomnisz - zaśmiała się i wyjęła z torebki kopertę. 
Mężczyzna podziękował jej i ruszył do domu. Od razu skierował swoje kroki na górę do sypialni. Wiadomość położył na szafce nocnej. Rozebrał się, będąc zbyt zmęczony by przebrać się w piżamę, postanowił dzisiaj spać w bieliźnie. Wskoczył na łóżko, otulił się szczelnie kołdrą i ziewając obiecał sobie, że przeczyta list zaraz po wstaniu. Wiercił się przez dłuższy czas, szukając odpowiedniej pozycji. Sprężyna trzaskała radośnie. Kiedy nareszcie było mu wygodnie, przymknął oczy. Czekał aż zmorzy go upragniony sen. Zegar tykał gdzieś w tle. Leżał niewzruszony i nic. Przeklął pod nosem i wstał do pozycji siedzącej. Miał wrażenie, że leżał bezczynnie dobrą godzinę. Jakieś było jego zdziwienie kiedy okazało się, że nie minęło nawet dziesięć minut. Mruknął poirytowany. Jego wzrok spadł na śnieżnobiałą kopertę. Po chwili namysły zapalił lampkę i otworzył swój list.

Drogi Louisie...

Jeszcze tylko dwa tygodnie! Nie mogę się doczekać! Siedząc w swoim pokoju zaplanowałem masę atrakcji! Mam nadzieję, że ci się spodobają. 

Swoją drogą niedawno przypomniało mi się, że przecież musimy wybrać imię dla naszego aniołka. To ma być dziewczynka, prawda? Co ty na to, że obydwoje zrobimy listę? Jak przyjadę będziemy mogli je porównać! A potem spośród wszystkich wybierzemy swoich faworytów i będzie tak cudownie ❤

Cholera! Właśnie pisnąłem. To było takie niemęskie... ALE TO NIE WAŻNE! Mam dzisiaj taki dobry humor. Może to przez pogodę? A może dlatego, że dostałem kubek z napisem "Dla najlepszego nauczyciela"? Nie wiem, ale czuję jak rozpiera mnie energia.  A może to przez ten dzisiejszy sen?
Nie  uwierzysz co mi się śniło! Mieszkaliśmy w Lahaur i mieliśmy dwójkę dzieci! Dziewczynkę i chłopca, i ten sen był taki cudowny! Myślałem o nim praktycznie cały dzień. Mam nadzieję, że dziś w nocy znów mi się przyśni. Miałem jeszcze kilka snów o Tobie, wiesz? I jest jeden, który chętnie ci opowiem jak tylko przyjadę ❤ Jestem pewien, że przypadnie ci do gustu! A teraz przejdźmy do konkretów:

Zadanie nr 5:  Nie mogę się doczekać, aż będziemy mieli swoją własną małą rodzinę! Ale obawiam się, że wszyscy możemy się nie pomieścić w naszym obecnym domu. W środku Romeo i Julii jest kilka ogłoszeń, które udało mi się znaleźć. Tobie pozostawiam ostateczny wybór ❤ A jeśli, żaden z tych domów nie przypadł ci do gustu nie szkodzi ;) Jeszcze mamy trochę czasu, by to przemyśleć ❤
Kocham Cię
Twój Zayn

P.S Nie bój się o pieniądze. Mój tata zaoferował się pomóc nam finansowo, bo jak sam stwierdził "Chcę cię odwiedzić jak będziesz mieszkał w domu, a nie w jakieś klitce, którą domem nazywasz", więc nie martw się o to habibi ❤