Równo o piętnastej rozległ się dźwięk dzwonka po domu. Zayn wygładził swoją błękitną koszulę i strzepnął niewidzialny kurz z ramion nim otworzył. Na schodkach stała szatynka w śliwkowym kapeluszu. Uśmiechnęła się promiennie, a mulat wpuścił ją do środka i zaprowadził w głąb lokum. Dotarli do salonu, gdzie na kanapie, czekał Louis. Na stole stały już przygotowane filiżanki z herbatą i talerz ciastek.
- Cześć El - przywitał się szatyn, wstając do kobiety - Dawno się nie widzieliśmy.
- Oh, nie przesadzaj! Impreza nie była tak dawno. - Puściła im oczko.
Przysiadła się na sofie, ostrożnie, by nie wygnieść swojej nowej fiołkowej sukienki. Brunet również usiadł. Jego uda stykały się z udami mężczyzny obok, na co mimowolnie się uśmiechnął, przypominając sobie co działo się poprzedniej nocy. Położył swoją dłoń na jego kolanie, po czym całą swoją uwagę skupił na Calder, która wzięła łyk ciepłej herbaty.
- Dobra, jak zawsze. - Odłożyła naczynie. - Ale wiem, że nie jestem tu na pogaduchy.
- Właśnie, jesteśmy ciekawi na czym stoimy - zaczął Louis.
- No cóż znacie już procedury...
- Tak właściwie. - Zayn podniósł rękę - Nie pamiętam ich.
- Złożyliście już wniosek, ale żeby zostać wpisanym na listę oczekujących jeszcze długa droga. Najpierw sprawdzamy warunki, czyli ile zarabiacie, gdzie mieszkacie, czy będziecie mieć czas, by zajmować się dzieckiem i tak dalej. Gdy przejdziecie tą weryfikację zostajecie zaproszeni do ośrodka. Tam pytamy każdego z was, dlaczego zdecydowaliście się na dziecko, ile ma mieć lat i bla bla bla. Po prostu odpowiadajcie zgodnie z prawdą, a będzie dobrze. Następnie są kursy.
- Kursy? - zdziwił się mulat.
- Tak, kursy. Wiesz dostajesz dziecko z przeszłością. Musisz być gotowy na wszystko i wiedzieć jak mu pomóc i nie zaszkodzić. Dopiero kiedy skończycie odpowiednie kursy, zostajecie wpisani na listę.
- I co dalej?
- Czekacie.
- Ile dokładnie?
- Nie wiadomo. Czasem są to dwa miesiące, a czasami dwa lata.
Mężczyzna przytaknął, zaspokajając swoją wiedzę.
- Mówiłaś, że możesz to jakoś przyspieszyć? - spytał, przypominając sobie rozmowę z Calder.
- Owszem. Tak właściwie przeszliście już kursy, więc jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to będziecie mogli pominąć ten krok, a nie oszukujmy się, te kursy trwają prawie pół roku. - Klasnęła w dłonie. - Skoro już sobie to wyjaśniliśmy to chętnie przeszłabym się po domu.
- Naturalnie.
Małżeństwo wstało i zaprowadziło szatynkę w każdy kąt. Obchód minął szybko. Potem kobieta zadała tylko kilka pytań o to czym się obecnie zajmują i nim się spostrzegli, odprowadzali ją do drzwi.
- Powiedziałam to wcześniej i muszę się powtórzyć. Ten domek jest uroczy, ale zdecydowanie za mały.
- Wiemy, Eleanor. Cały czas szukamy czegoś większego - odpowiedział mulat, łapiąc partnera za biodro i przyciągając do siebie.
- To dobrze. - Posłała uśmiech w ich stronę. - Tak czy siak, powinnam już iść. Do zobaczenia na rozmowie. - Pomachała i opuściła mieszkanie.
Zayn zamknął drzwi. Nie minęła nawet sekunda nim nagle przyparł on Louisa do ściany i zachłannie wpił się w jego usta. Jego duże dłonie błądziły po torsie kochanka.
- Cholernie gorąco wyglądasz w tej koszuli - mruknął, szybko ją rozpinając - Masz szczęście, że tak długo udało mi się powstrzymywać.
***
Szatyn właśnie kończył wiązać krawat gdy po pokoju rozległ się dźwięk dzwonka. Spojrzał na bruneta, który tylko wzruszył ramionami i sięgnął po urządzenie.
- Co tam Jesy? - spytał - Mhm...dobra, rozumiem. - Po czym się rozłączył.
- O co chodziło? - zapytał od razu małżonek.
Nie był wścibski czy chorobliwie zazdrosny, tak właściwie daleko mu do tego. Zazdrość to była bardziej rzecz mulata. To on zawsze przerywał jego rozmowy z przyjaciółmi, którzy według niego stali za blisko lub pozwalali sobie na zbyt wiele. Raz omal nie pobił jakiegoś chłopaka w klubie, który przypadkiem klepnął go w tyłek, myląc go ze swoją dziewczyną. I choć zachowanie to było czasem irytujące to jednak Louis nie mógł narzekać. Zwłaszcza, że po każdej takiej akcji jego partner lubił mu pokazywać do kogo należy. Uśmiechnął się na tę myśl. Dopiero wtedy wrócił na ziemię i zdał sobie sprawę, że Zayn cały czas do niego mówił.
- Przepraszam, możesz powtórzyć?
- A o czym tak myślałeś?
Ciemnoskóry powoli zbliżył się do niego, oblizując wargi. Weterynarz patrzył jak zaczarowany. Wtem mężczyzna wpił się w jego usta, a jego dłonie niebezpiecznie sunęły w dół.
- Zayn.. - próbował powiedzieć szatyn, pomiędzy pocałunkami - Nie mamy na to czasu.
Lekko go od siebie odsunął. Małżonek warknął, jednak nie protestował i przygładził swoją koszulę.
- Mamy już teraz jechać. Jesy chce nas zabrać w jedno miejsce - odezwał się.
- Jakie?
- A bo ja wiem? - Wzruszył ramionami. - Mówiła tylko, by po nią pojechać, więc powinniśmy wychodzić.
Niebieskooki przytaknął i zgarnął z szafki wszystkie potrzebne rzeczy do kieszeni. Po krótkiej chwili siedzieli w samochodzie, będąc w drodze do przyjaciółki. Zajęło im to niecałe dziesięć minut, gdyż kobieta nie mieszkała wcale tak daleko, jakby się mogło wydawać. Nelson już czekała przed domem. Szybko wsiadła do auta i przywitała się z przyjaciółmi buziakiem w policzek, uważając by nie dotknąć ustami skóry. Nie chciała zostawić czerwonych śladów na ich twarzach. Po czym podała nazwę ulicy, na którą mieli się udać. Na miejscu zobaczyli piękny, duży dom z pomarańczowej cegły. Na podjeździe stała drobna, elegancko ubrana, blondynka. Małżeństwo już wiedziało co się święci, lecz chcieli się jeszcze upewnić. Zaparkowali i wysiedli. Kobieta przywitała się i przedstawiła. Zaprowadziła ich do środka i zaczęła oprowadzać ich po każdym z pokoi oraz wymieniać zalety budynku. I choć praktycznie wszystkie pomieszczenia były puste, to nie miało to znaczenia. Z uśmiechem na ustach podpisali umowę. Nim znów wsiedli do pojazdu, by pojechać do restauracji, odwrócili się jeszcze po raz ostatni w stronę domu, który od tej pory jest ich.
***
Kolacja mijała w spokojnej i przyjaznej atmosferze. Jedynie Harry wydawał się wszystkim dziwnie podenerwowany i zamyślony. Zayn wziął go nawet na stronę, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Chłopak, jednak zbył go twierdząc, że dzisiaj jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie w co mulat nie za bardzo chciał wierzyć. Szatyn na pewno takiego nie przypominał. Gdy wszyscy czekali już tylko na deser Styles w końcu się zdecydował. Zacisnął palce na welwetowym pudełku schowanych głęboko w kieszeni spodni i gwałtownie wstał od stołu, zyskując tym samym uwagę wszystkich zebranych. Odchrząknął. Spojrzał na Anyę, która siedziała po jego prawej stronie, po raz kolejny zakochując się w jej oczach. Wziął głęboki oddech, czując że jest gotów i zaczął:
- Pamiętam jak się poznaliśmy. Wtedy nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Cały czas patrzyłem i patrzyłem i nie mogłem nasycić się twoim widokiem. Miesiące mijają, a ja chcę więcej i więcej. Nie mogłem zrozumieć dlaczego tak sie dzieje, ale teraz już wiem: jestem w tobie zakochany. Jestem zakochany i jednocześnie przerażony, ze Ciebie stracę. Dlatego nie chcę ryzykować ani chwili dłużej.
Ukląkł na jedne kolano i wyciągnął czerwone pudełko w kształcie serduszka.
- Dlatego chciałbym ci zadać bardzo ważne pytanie: Czy zostaniesz moją żoną?
Otworzył je, ukazując cudny, świecący się pierścionek. Dopiero kiedy poczuł się wystarczająco pewnie, podniósł wzrok na swoją wybrankę. Wcześniej przymknął powieki. Dziewczynka była cała we łzach, lecz uśmiechała się. Dokładnie jak wtedy, gdy spytał ją czy z nim zamieszka. Chwilę czekał w strachu, nim ukochana uspokoiła się na tyle, by mu odpowiedzieć.
- Z przyjemnością - wydostało się z jej ust i rzuciła się na swojego przyszłego męża.
W tym momencie wszystko przestało mieć znaczenie. Liczyli się tylko oni. Tylko ich bliskość i uczucie. Dookoła wszyscy bili brawo, wiwatowali i wykrzykiwali gratulacje, jednak oni nawet tego nie słyszeli, będąc głęboko w świecie gdzie byli tylko we dwoje.
***
Louis powoli spacerował po plaży, czując jak piasek łaskocze go w bose stopy. Wiatr rozwiewał mu włosy. Razem z mulatem korzystali z nielicznych ciepłych dni, biorąc pod uwagę fakt, że za niedługo lato się kończyło. Przymknął oczy, czując jak fale uspokajają go całkowicie. Zayn ścisnął jego dłoń, próbując zdobyć jego uwagę, jednak on nie podnosił powiek.
- Miło, prawda? - spytał partner.
Szatyn pokiwał głową.
- Mam prezent dla ciebie, ale nie zobaczysz go jeśli nie otworzysz oczu.
Mężczyzna nie spiesząc się, leniwie podnosił powieki, które wydały mu się niewyobrażalnie ciężkie. Gdy nareszcie mu się udało, zobaczył swego małżonka, który przykląkł na jedno kolano z wyciągniętymi ku niemu dłońmi.
- Ostatnie dni dały mi dużo do myślenia - zaczął - Zająłeś się mną i zaopiekowałeś. Byłeś i dalej jesteś dla mnie dużym oparciem. - Spojrzał na niego. - Wyjdziesz za mnie?
- Zrobiłem już to kilka lat temu - odpowiedział z uśmiechem.
Brunet przytaknął i cmoknął go przelotnie w usta.
- Wiem, ale może moglibyśmy to powtórzyć? - zapytał, przygryzając wargę.
- Oczywiście.
Kurde El jest na chwilę a i tak mnie wkurzyła no
OdpowiedzUsuńCzepia się mieszkania... niech się siebie poczepia
Ale i tak fajnie że dobrze im idzie z adopcją. Lubię ich razem więc im dłużej tym lepiej
Nie spodziewałam się podwójnych zaręczyn ale to mega słodkie. Harry i Anya zawsze do siebie pasowali więc mega spoko
A scena na plaży to czysty romantyk a nie ukrywam że takie lubię
Ogólnie bardzo mi się podoba całokształt i wszystko w rozdziale <3
No może z wyjątkiem Eleanor XD