niedziela, 20 września 2020

Rozdział 22

     Louis po raz kolejny przekartkowywał magazyn z najróżniejszymi dekoracjami weselnymi. Nie miał pojęcia czego dokładnie szukał, lecz mimo to nie znalazł niczego co przykuwałoby jego wzrok na dłużej niż dwie sekundy. Mruczał do siebie pod nosem, wspominając własne dekoracje, które były o niebo lepsze od tych prezentowanych na zdjęciach i o co najmniej o połowę tańsze. Tak bardzo zajęty był tym przedsięwzięciem, że nie zauważył nawet kiedy do gabinetu weszła Anya.  

    -Dekoracje już wybraliśmy - powiedziała znienacka.  

Szatyn, nie zdając sobie sprawy z obecności przyjaciółki, podskoczył na krześle i czym prędzej schował gazetę do szuflady. Na jego twarzy wyskoczyły rumieńce tak jakby blondynka przyłapała do na przeglądaniu świerszczyków, a nie ozdób weselnych.  

    -Tak? Naprawdę? Musiałem to przeoczyć- kobieta zaśmiała się serdecznie - Nie pamiętasz? Byłeś wtedy z nami. Nawet wykłócałeś się o niższą cenę.  

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i popukał w czoło.  

    -Fakt, teraz pamiętam. Wybacz ostatnio jestem trochę nierozgarnięty.  

    -Zauważyłam. Tak właściwie przyszłam się pożegnać. Skończyłam swoją pracę i posprzątałam.  

Tomlinson przytaknął i pomachał blondynce na pożegnanie. Przyglądał się jak odchodzi i znika za drzwiami. Spojrzał w stronę szuflady, w której schował przeglądany wcześniej magazyn. Postanowił odczekać trochę czasu, żeby mieć pewność, że Clark opuściła budynek. Kiedy do jego uszu dobieg charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, który zawieszony był przy drzwiach, szybkim ruchem otworzył skrytkę i wyjął z niego kolorowe pismo. Złożył je w rulonik i rozglądając się na boki, aby mieć pewność, że nikt go na tym nie przyłapie, schował je z tyłu jednej z szuflad z psią karmą. Tam miał pewność, że nikt jej nie znajdzie.  


*** 

    Zayn siedział po turecku na kanapie w ich starym domu. Na kolanach trzymał laptopa, na którym wyświetlała się strona Ikei. W prawej ręce trzymał filiżankę z herbatą, a w lewej pilota od telewizora. Popijając ciepły napój ze znudzeniem przełączał kanały. Co jakiś czas laptop zakołysał się i wtedy brunet, prychając pod nosem, poprawiał jego pozycję przy pomocy łokcia. Już miał rzucić pilot gdzieś w kąt i pomarudzić o cenach jakie płaci za kablówkę, jednak w ostatniej chwili na ekranie wyświetliła mu się dobrze znana kreskówka - "Wyspa totalnej porażki". Malik mruknął wyraźnie zadawolony i wygodniej usiadł na kanapie, przy okazji odkładając laptopa na bok. Złapał naczynie z piciem oburącz i uśmiechnął się do siebie. Całą swoją uwagę poświęcił serialowi do tego stopnia, że nawet nie wiedząc kiedy, przed oczami wyrosły mu napisy końcowe. Chciał zatopić swoje niezadowolenie w herbacie, lecz kiedy przechylił  filiżanką zdał sobie sprawę, że wypił już wszystko. Zerknął w bok i zauważył, że laptop dalej z uporem maniaka przypomina mu po co w ogóle zszedł do salonu. Mulat wstał i podreptał do kuchni po puszkę piwa z lodówki. Postawił alkohol na blacie i otworzył puszkę na co ta wydawała charaktersytyczny syczący odgłos. Westchnął przeciągle i wrócił na swoje poprzednie miejsce. Skrzywił się kiedy w telewizorze dalej puszczano reklamy, a nie serial dzięki któremu mógł trochę odpocząć od swoich problemów. Złapał za laptopa i znów ułożył go na kolanach, lecz zamiast przeglądać meble i domowe ozdoby, włączył nową kartę. Złapał za puszką i pociągnął długi łyk, po czym wstukał w wyszukiwarkę - "problemy w związku". Zagryzł wargę i zastanowił się po raz ostatni, po czym stuknął palcem w enter. Znalazł kilka filmików oraz artykułów i kilka z nich nawet starał się przeczytać, jednak dochodził tylko do połowy. Wszystko w nich zawarte wydawało mu się nieadekwatne do jego sytuacji. Już chciał łapać za telefon i zadzwonić do Jess, by o tym porozmawiać, lecz  po krótkiej chwili przypomniał sobie, że zostawił telefon na górze w sypialni. Zirytował się tym bardziej niż zwykle i z impetem zamknął laptopa, nie zaprzątając sobie głowy zamknięciem niedawno przeglądanych kart. Sięgnął po koc, który leżał na oparciu i okrył się nim szczelnie, po czym podgłośnił telewizor i czekał, aż zacznie się kolejny odcinek kreskówki. 


***

    Powiedzieć, że Zayn odchodził od zmysłów to jak nie powiedzieć nic. Mężczyzna krążył po salonie z telefonem w ręce, przeklinając cały świat, siebie i sprawcę tego całego zamieszania - Louisa. Co kilka minut przykładał telefon do ucha, uprzednio wybierając numer szatyna, lecz za każdym razem przekierowywało go do poczty głosowej. Zirytowany zerknął a zegarek i głośno jęknął. Weterynarz miał niecałe piętnaście minut, by pojawić się w domu i przygotować się na wizytę Eleanor, którą mieli oprowadzić po nowym lokum. Mulat po raz kolejny zadzwonił pod numer ukochanego. 

-Spróbuj znowu nie odebrać, a przysięgam że utnę ci kutasa - mruknął pod nosem. 

Na odpowiedź nie musiał długo czekać, bo już po chwili do jego uszu doszedł ponownie mechaniczny głosik, informujący go że może nagrać wiadomość głosową. Brunet miał dość. Cisnął telefonem gdzieś przed siebie i zaczął ciągnąć się za końcówki włosów. Tego było za wiele. To, że jego partnera nie było w domu całe dnie mógł jakoś przeboleć. Nie podobało mu się to, ale zawzięcie tłumaczył sobie, że chwila moment i wszystko wróci do normalności. Jednak tego, że chłopak tak po prostu olał tak ważne spotkanie to było za dużo. Tego już nie mógł zaakceptować. Poczuł nagle ucisk na gardle i oczy zaczęły go szczypać. Wiedział do czego to zmierza, więc zaczął szukać komórki, by zadzwonić do kobiety i odwołać to spotkanie, lecz nim zdążył się odwrócić usłyszał trzask drzwi wejściowych. Zimny dreszcz przebiegł go po plecach. Ostatnie czego chciał to tłumaczyć się za nieodpowiedzialnego męża. Ku jego zaskoczeniu w progu stanął zdyszany Louis. Uśmiechnął się delikatnie, jakby przepraszająco i to podziałało na nauczyciela niczym czerwona płachta na byka. Momentalnie się wyprostował i zaczął iść szybko w kierunku mężczyzny. Szatyn upuścił kąciki ust i wziął kilka kroków w tył. 

-Zaynie..wszystko okej? - zapytał.

-Okej? Okej?! Kpisz sobie ze mnie?! Czekam na ciebie od pieprzonej godziny. Co chwilę do ciebie wydzwaniałem, ale widać nie zasługuję na twój cenny czas, bo nie raczyś ani razu odebrać. 

-Ah to...najpierw pojechaliśmy ustalać wszystko w cukierni i wyłączyłem go, żeby mnie nie rozpraszał, a potem...

-ŻARTUJESZ SOBIE ZE MNIE?! Mam dość! Ciągle tylko jeździsz gdzieś organzując czyjąś uroczystość! Chcesz mi powiedzieć, że dwójka dorosłych ludzi jest za tępa, by poradzić z tym sobie sami?

-Zayn przepraszam, naprawdę. Nie sądziłem, że to tyle zajmie. Ale czasu nie cofnę, okej? Uspokój się i porozmawiajmy. 

-O CZYM TY CHCESZ ROZMAWIAĆ, DO CHOLERY?! Wystawiłeś mnie! Znowu!

-Zayn, przepra...

-ZAMKNIJ SIĘ! - mulat poczuł jak głos zaczyna mu się łamać - Przestań mnie przepraszać! Dość mam twoich przeprosin! Jak mogłeś mi to zrobić?!

Oczy zaszczypały jeszcze mocniej niż poprzednio i wiedział, że jeszcze chwila i będzie płakał jak dziecko. Nie mógł do tego dopuścić. Wiedział, że wtedy Louis podejdzie go przytulić i zacznie mu szeptać jakieś słodkie słówka do ucha, a cała sytuacja ujdzie mu płazem. Wziął głęboki wdech i już miał coś mówić, lecz znienacka odezwał się głos, którego żaden z nich się nie spodziewał.  

-Myślę, że spotkanie przełożymy na jakiś inny termin, co?

Z szokiem wymalowanym na twarzach, obydwaj spojrzeli w bok i dojrzeli Calder. Delikatnie kołysała się na boki, wprawiając w ruch swoją czarną sukienkę. Brunet widział, jak weterynarz już otwierał usta, lecz kobieta uciszyła go ruchem dłoni. Sam powinien się czegoś takiego nauczyć. Eleanor zmierzyła mężczyzn wzrokiem i uśmiechnęła się delikatnie. 

-Najpierw wyjaśnijcie swoje niesnaki między sobą, a potem do mnie zadzwońcie, dobrze? 

Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się na pięcie i opuściła dom, zostawiając małżeństwo same. 


________________________________________________________________
Hej wszystkim! Trochę mnie tu nie było, za co przepraszam. Nie chcę się ponownie tłumaczyć, ale mam nadzieję, że zostanę tu trochę na dłużej, bo przez te przerwy sklecenie jednego zdania jest coraz trudniejsze. Dajcie znać jak wam się podobał rozdział i miłego dzionka/nocki. Pamiętajcie by pić dużo wody i dbać o siebie!
See ya soon!

niedziela, 1 marca 2020

Rozdział 21

Szatyn biegł przez ulice Yorku z gorącą kawą w papierowym kubku w ręce. Z jego ust wydobyło się kilka, ledwo słyszalnych przez zadyszkę, przekleństw. W końcu dobiegł do miejsca spotkania. Zatrzymał się przed drzwiami i ostrożnie, przekładając napój do drugiej dłoni, wyjął telefon z kieszeni kurtki. Szybko odblokował urządzenie, przykładając kciuk w odpowiednim miejscu i włączył przednią kamerę. Przejrzał się w swoim odbiciu, upewniając się, że nie wygląda jak lokalny pijaczek spod sklepu. Sprawdził jeszcze czy na pewno nie zostało mu nic na zębach po dzisiejszym śniadaniu i dla własnego komfortu przygładził włosy wierzchem dłoni. Kiedy był już zapewniony, że prezentują się wystarczająco dobrze, schował telefon i wszedł do budynku. Od razu po przekroczeniu progu, urzekł go wygląd tego miejsca. Piękne białe ściany i marmurowe kolumny oczarowały go od razu. Jednak potem podniósł wzrok i wtedy zdał sobie sprawę, że zamiast standardowego sufitu jest jedno wielkie, przeogromne lustro. 
-Wow - wyszeptał do siebie. 
-Pięknie tu, prawda? 
Przeszły go ciarki, kiedy nagle usłyszał czyjś głos, mówiący mu wprost do ucha. Zdenerwowany już miał zacząć krzyczeć na tego żartownisia, gdy jego oczom ukazała się drobna blondynka. 
-Anya, kochanie - powiedział od razu przytulając kobietę - Gdzie Harry? 
-Na górze, ogląda balkon. 
Mężczyzna przytaknął i jeszcze raz omiótł wzrokiem salę balową. Przymknął powieki i wyobraził sobie ją pięknie przystrojoną w kwiatach, balonach i innych weselnych ozdobach. Widział już ułożenie stołów i te wirujące pary na parkiecie. Uśmiechnął się na tą myśl i otworzył oczy. Przyjrzał się dokładnie przyjaciółce. Mimo radości wymalowanej na twarzy, nerwowo zagryzała wargę. Szatyn zwinnym ruchem złapał ją za ramiona i przyciągnął do swojej piersi. Zaczął gładzić jej jasne włosy. 
-Nie zamartwiaj się tak - szepnął do czubka jej głowy - Jestem pewien, że twój ślub będzie nawet piękniejszy od mojego - zaśmiał się. 
Clark posłała mu jeden ze swoich słynnych śnieżnobiałych uśmiechów niczym z reklamy pasty do zębów i odsunęła się. 
-Dzięki, naprawdę. Od kilku dni potrzebowałam to usłyszeć. Całe te planowanie, wybór kwiatów, tortu - westchnęła - Po prostu momentami już mam dość. 
-Wiem, planowanie czegoś tak dużego to praca 24/7, ale przysięgam ci, że będzie warto. To będzie najpiękniejszy dzień twojego życia. I o nic się nie martw, obiecałem przecież że ze wszystkim wam pomogę. 
I jakby na potwierdzenie swoich słów, przyciągnął kobietę do mocnego uścisku. Czuł jak spięta była, więc zaczął pocierać jej ramiona, by choć trochę się rozluźniła. Na szczęście to podziałało. Po chwili dołączył do nich Styles. 
-Dobrze, że jesteś gejem, bo mógłbym się zrobić zazdrosny - zaśmiał się, wyciągając dłoń na powitanie w kierunku weterynarza. 
Louis odwzajemnił uśmiech i uścisnęli dobie ręce. Spojrzał na Anyę, a potem na zegarek. Za pół godziny razem z kobietą mieli pojawić się w Salonie Sukien Ślubnych na drugim końcu miasta. I wtedy to zobaczył. Sposób w jaki obydwoje na siebie patrzyli. To już nie była szczeniackie czy młodzieńcze zauroczenie. W ich było coś niesamowicie dojrzałego i choćby nie wiem, jak się starał, nie wiedziałby jak dokładnie to określić. W ich spojrzeniach nie było typowych serduszek jak w dziecięcych animacjach, o nie. Tam było zaufanie, akceptacja i zrozumienie. Mimo, że nie chciał przerywać tej pięknej chwili to był przekonany, że pracownica salonu, z którą są umówieni nie będzie zadowolona z ich spóźnienia. Odchrząknął, zwracając tym samym uwagę zainteresowanej i jej przyszłego, życiowego partnera. 
-Nie chcę przeszkadzać, ale chyba już musimy się zbierać. 


*** 


-Zostaw to Carol! - krzyknęła Nelson, lecz jej głos zgubił się gdzieś pomiędzy panującą gwarą. 
Fuknęła i odgarnęła irytujące ją od dłuższego pasemko włosów za ucho. Pluła sobie w brodę za jakie grzechy jej podopieczni zachowują się dzisiaj tak a nie inaczej. Rozumiała ich radość i ekscytację z powodu wycieczki do teatru, ale tego było za dużo. Nie dało się dzisiaj nad nimi zapanować i nie mogła się oprzeć wrażeniu, że choćby przysłała do pomocy samego Szatana to on również rozłożył by ręce ze zrezygnowania. Jakby banda rozwydrzona dzieciaków nie była jeszcze wystarczającą atrakcją to od rana męczył ją okropny ból głowy, który ani myślał ustąpić. Zerknęła na Ashley - młodą stażystkę, którą dali jej do pomocy. Widząc jej wystraszony i zdezorientowany wzrok zmusiła się do wysłania w jej stronę pokrzepiającego uśmiechu, który jednak bardziej przypomniał grymas. Zaczęła się zastanawiać co ta młoda blondynka robi wśród tej wesołej i głośnej zgrai. Znała ją za krótko, by móc jednogłośnie stwierdzić, czy kobieta nadaje się do tej pracy czy nie, ale według szatynki była ona zbyt delikatna i łatwa do zmanipulowania przez dzieci. Nauczycielka sztuki zdała sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie przyglądała się aż tak bardzo młodej stażystka. “Dlaczego nie została modelką?” - pomyślała. Ashley miała piękne, długie blond włosy, które wręcz świeciły w blasku słońca. Mimo, że buźkę miała dość okrągłą i pucułowatą to kości policzkowe były mocno zaznaczone bez wspomagania przez jakikolwiek makijaż. Miała duże, lecz wąskie oczy z niebiesko-szarymi tęczówkami, w których często dało się dojrzeć wesołe ogniki. Rzęsy tak długie i czarne, że nie było potrzeby malowania ich jakąkolwiek maskarą o co Jessica była trochę zazdrosna. Mały, zgrabny nosek lekko zadarty do góry, który dodaje jej twarzy uroku. Jej duże, pełne usta, które delikatnie otwierała, kiedy o czymś mocno myślała. Dodając do tego jej wzrost i ogólną budowę ciała dla Nelson wydawała się wręcz idealnym materiałem na pracę w modelingu. Z jej rozmyślań wytrącił ją czyjś obcy głos. 
-Halo? 
Kobieta odwróciła się i stanęła oko w oko z mężczyznom idealnym. Poczuła, jak zasycha jej w ustach. Kilka razy otwierała i zamykała na przemian buzię, próbując się zebrać w sobie i wreszcie coś wyksztusić. Przypomniały jej się licealne czasy i zirytowała się, że znowu zachowuje się jak niedojrzała nastolatka, patrząca się na obiekt swoich westchnień, podczas gdy osobnik przed nią był jej zupełnie obcy. 
-Wszystko w porządku? 
Zacisnęła wargi w cienką linię i powoli przytaknęła. Przełknęła ślinę i wzięła głęboki oddech. 
-Małą latte poproszę - wykrztusiła. 
Szatyn zapisał jej zamówienie i posłał jej uśmiech, który znów ją sparaliżował. Gdyby ktoś poprosił ją by opisała mężczyznę jakiego miała przed sobą jedyne co by z siebie wydusiła to ideał. Od czubka głowy po palce u nóg był dla niej po prostu perfekcyjny. Spojrzała na plakietkę z imieniem i cholera! Nawet imię miał perfekcyjne. 
-Widzę, że jesteś prawdziwą kobietą z klasą - zażartował, podając jej zamówioną kawę. 
I kiedy Nelson wybuchła śmiechem, nawet Ashley zdała sobie sprawę, że ta znajomość nie skończy się na tym jednym spotkaniu. 


*** 


Mulat po raz kolejny tego dnia przyłożył telefon do ucha. Zaczął krążyć po pokoju, przyglądając się gołym, białym ścianom. Czekał aż wreszcie usłyszy w słuchawce tak znany mu głos ukochanego, lecz i tym razem odezwała się elektroniczna sekretarka. 
-Do diabła z Tobą Tomlinson! - krzyknął, a jego słowa odbiły się od ścian, tworząc echo. 
Skrył twarz w dłoniach. Czekał już cały dzień na szatyna. Miał pójść tylko zobaczyć salę balową i pomóc Anyi przy wyborze sukienki. Mówił, że wróci za dwie godziny, a już minęły cztery. Jakby tego było mało nie odbierał. Mieli dzisiaj pojechać po materiały, które będą im potrzebne do remontu. Zayn jęknął i zaczął się zastanawiać czy o tej porze jakikolwiek sklep budowlany będzie jeszcze otwarty. 
-Czy to możliwe, by zapomniał? - zapytał się sam siebie na głos. 
Wziął głęboki oddech i wtedy usłyszał trzask drzwi wejściowych. Założył ręce na piersi i postanowił nie odzywać się do ukochanego. Niech sobie nie myśli, że po tym co zrobił nauczyciel tak jakby nigdy nic rzuci mu się w ramiona. Po chwili poczuł jak ktoś delikatnie obcałowuje jego kark i jak ręce Louisa przyciągają go bliżej do ciała małżonka. 
-Przepraszam - wyszeptał weterynarz do ucha swojego męża. 
-Przyznaj się, zapomniałeś o mnie. 
Szatyn odsunął się i obrócił mężczyznę swojego życia tak, by stali twarzą w twarz. Uśmiechnął się smutno, po czym położył mu dłoń na policzku i zaczął gładzić kciukiem gładką skórę. 
-Nie zapomniałem. W salonie zeszło nam się dłużej. Chciałem do ciebie zadzwonić, żebyś jechał do domu, bo dzisiaj niestety nie dam rady, ale wtedy zauważyłem, że rozładował mi się telefon. 
-Nie mogłeś zadzwonić od Anyi? 
-Zostawiła telefon w samochodzie Harry’ego. Wierz mi, gdybym tylko miał jak się z Tobą skontaktować na pewno bym to zrobił. Nie bądź na mnie zły. 
Po czym oparł swojego czoło o czoło mulata. 
-W ramach przeprosin, obiecuję, że jutro zabiorę cię na wykwitną kolację. Co ty na to? 
Zayn nic nie odpowiedział, tylko zbliżył się do Louisa na tyle by mógł cmoknąć go w usta, po czym szybko się odsunął. Szatyn uśmiechnął się na ten gest. 
-Uznaję to za tak.

________________________________________________________________
Hej wszystkim! 
Oto przed wami rozdział 21 oraz kilka informacji ode mnie. Po pierwsze: to jest już trochę początek końca. To ff zakończę w maksymalnie 40 rozdziałach + epilog. Po drugie: na razie może być dość spokojnie ale nie martwcie się, dramy dopiero się rozpoczną. 
Teraz tylko po krótce powiem co nasz czeka w najbliższej przyszłości:
1) dwa weselicha
2) przynajmniej (!) jedna scenka +18 (spokojnie zdaje sobię sprawę, że nie każdy czytając takie rzeczy, bawi się tak dobrze jak ja, więc bd tak dobrze oznakowana by móc ją łatwo pominąć)
3) DRAMY 
To chyba wszystko na dzisiaj. Także..
See ya soon!