Szatyn biegł przez ulice Yorku z gorącą kawą w papierowym kubku w ręce. Z jego ust wydobyło się kilka, ledwo słyszalnych przez zadyszkę, przekleństw. W końcu dobiegł do miejsca spotkania. Zatrzymał się przed drzwiami i ostrożnie, przekładając napój do drugiej dłoni, wyjął telefon z kieszeni kurtki. Szybko odblokował urządzenie, przykładając kciuk w odpowiednim miejscu i włączył przednią kamerę. Przejrzał się w swoim odbiciu, upewniając się, że nie wygląda jak lokalny pijaczek spod sklepu. Sprawdził jeszcze czy na pewno nie zostało mu nic na zębach po dzisiejszym śniadaniu i dla własnego komfortu przygładził włosy wierzchem dłoni. Kiedy był już zapewniony, że prezentują się wystarczająco dobrze, schował telefon i wszedł do budynku. Od razu po przekroczeniu progu, urzekł go wygląd tego miejsca. Piękne białe ściany i marmurowe kolumny oczarowały go od razu. Jednak potem podniósł wzrok i wtedy zdał sobie sprawę, że zamiast standardowego sufitu jest jedno wielkie, przeogromne lustro.
-Wow - wyszeptał do siebie.
-Pięknie tu, prawda?
Przeszły go ciarki, kiedy nagle usłyszał czyjś głos, mówiący mu wprost do ucha. Zdenerwowany już miał zacząć krzyczeć na tego żartownisia, gdy jego oczom ukazała się drobna blondynka.
-Anya, kochanie - powiedział od razu przytulając kobietę - Gdzie Harry?
-Na górze, ogląda balkon.
Mężczyzna przytaknął i jeszcze raz omiótł wzrokiem salę balową. Przymknął powieki i wyobraził sobie ją pięknie przystrojoną w kwiatach, balonach i innych weselnych ozdobach. Widział już ułożenie stołów i te wirujące pary na parkiecie. Uśmiechnął się na tą myśl i otworzył oczy. Przyjrzał się dokładnie przyjaciółce. Mimo radości wymalowanej na twarzy, nerwowo zagryzała wargę. Szatyn zwinnym ruchem złapał ją za ramiona i przyciągnął do swojej piersi. Zaczął gładzić jej jasne włosy.
-Nie zamartwiaj się tak - szepnął do czubka jej głowy - Jestem pewien, że twój ślub będzie nawet piękniejszy od mojego - zaśmiał się.
Clark posłała mu jeden ze swoich słynnych śnieżnobiałych uśmiechów niczym z reklamy pasty do zębów i odsunęła się.
-Dzięki, naprawdę. Od kilku dni potrzebowałam to usłyszeć. Całe te planowanie, wybór kwiatów, tortu - westchnęła - Po prostu momentami już mam dość.
-Wiem, planowanie czegoś tak dużego to praca 24/7, ale przysięgam ci, że będzie warto. To będzie najpiękniejszy dzień twojego życia. I o nic się nie martw, obiecałem przecież że ze wszystkim wam pomogę.
I jakby na potwierdzenie swoich słów, przyciągnął kobietę do mocnego uścisku. Czuł jak spięta była, więc zaczął pocierać jej ramiona, by choć trochę się rozluźniła. Na szczęście to podziałało. Po chwili dołączył do nich Styles.
-Dobrze, że jesteś gejem, bo mógłbym się zrobić zazdrosny - zaśmiał się, wyciągając dłoń na powitanie w kierunku weterynarza.
Louis odwzajemnił uśmiech i uścisnęli dobie ręce. Spojrzał na Anyę, a potem na zegarek. Za pół godziny razem z kobietą mieli pojawić się w Salonie Sukien Ślubnych na drugim końcu miasta. I wtedy to zobaczył. Sposób w jaki obydwoje na siebie patrzyli. To już nie była szczeniackie czy młodzieńcze zauroczenie. W ich było coś niesamowicie dojrzałego i choćby nie wiem, jak się starał, nie wiedziałby jak dokładnie to określić. W ich spojrzeniach nie było typowych serduszek jak w dziecięcych animacjach, o nie. Tam było zaufanie, akceptacja i zrozumienie. Mimo, że nie chciał przerywać tej pięknej chwili to był przekonany, że pracownica salonu, z którą są umówieni nie będzie zadowolona z ich spóźnienia. Odchrząknął, zwracając tym samym uwagę zainteresowanej i jej przyszłego, życiowego partnera.
-Nie chcę przeszkadzać, ale chyba już musimy się zbierać.
***
-Zostaw to Carol! - krzyknęła Nelson, lecz jej głos zgubił się gdzieś pomiędzy panującą gwarą.
Fuknęła i odgarnęła irytujące ją od dłuższego pasemko włosów za ucho. Pluła sobie w brodę za jakie grzechy jej podopieczni zachowują się dzisiaj tak a nie inaczej. Rozumiała ich radość i ekscytację z powodu wycieczki do teatru, ale tego było za dużo. Nie dało się dzisiaj nad nimi zapanować i nie mogła się oprzeć wrażeniu, że choćby przysłała do pomocy samego Szatana to on również rozłożył by ręce ze zrezygnowania. Jakby banda rozwydrzona dzieciaków nie była jeszcze wystarczającą atrakcją to od rana męczył ją okropny ból głowy, który ani myślał ustąpić. Zerknęła na Ashley - młodą stażystkę, którą dali jej do pomocy. Widząc jej wystraszony i zdezorientowany wzrok zmusiła się do wysłania w jej stronę pokrzepiającego uśmiechu, który jednak bardziej przypomniał grymas. Zaczęła się zastanawiać co ta młoda blondynka robi wśród tej wesołej i głośnej zgrai. Znała ją za krótko, by móc jednogłośnie stwierdzić, czy kobieta nadaje się do tej pracy czy nie, ale według szatynki była ona zbyt delikatna i łatwa do zmanipulowania przez dzieci. Nauczycielka sztuki zdała sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie przyglądała się aż tak bardzo młodej stażystka. “Dlaczego nie została modelką?” - pomyślała. Ashley miała piękne, długie blond włosy, które wręcz świeciły w blasku słońca. Mimo, że buźkę miała dość okrągłą i pucułowatą to kości policzkowe były mocno zaznaczone bez wspomagania przez jakikolwiek makijaż. Miała duże, lecz wąskie oczy z niebiesko-szarymi tęczówkami, w których często dało się dojrzeć wesołe ogniki. Rzęsy tak długie i czarne, że nie było potrzeby malowania ich jakąkolwiek maskarą o co Jessica była trochę zazdrosna. Mały, zgrabny nosek lekko zadarty do góry, który dodaje jej twarzy uroku. Jej duże, pełne usta, które delikatnie otwierała, kiedy o czymś mocno myślała. Dodając do tego jej wzrost i ogólną budowę ciała dla Nelson wydawała się wręcz idealnym materiałem na pracę w modelingu. Z jej rozmyślań wytrącił ją czyjś obcy głos.
-Halo?
Kobieta odwróciła się i stanęła oko w oko z mężczyznom idealnym. Poczuła, jak zasycha jej w ustach. Kilka razy otwierała i zamykała na przemian buzię, próbując się zebrać w sobie i wreszcie coś wyksztusić. Przypomniały jej się licealne czasy i zirytowała się, że znowu zachowuje się jak niedojrzała nastolatka, patrząca się na obiekt swoich westchnień, podczas gdy osobnik przed nią był jej zupełnie obcy.
-Wszystko w porządku?
Zacisnęła wargi w cienką linię i powoli przytaknęła. Przełknęła ślinę i wzięła głęboki oddech.
-Małą latte poproszę - wykrztusiła.
Szatyn zapisał jej zamówienie i posłał jej uśmiech, który znów ją sparaliżował. Gdyby ktoś poprosił ją by opisała mężczyznę jakiego miała przed sobą jedyne co by z siebie wydusiła to ideał. Od czubka głowy po palce u nóg był dla niej po prostu perfekcyjny. Spojrzała na plakietkę z imieniem i cholera! Nawet imię miał perfekcyjne.
-Widzę, że jesteś prawdziwą kobietą z klasą - zażartował, podając jej zamówioną kawę.
I kiedy Nelson wybuchła śmiechem, nawet Ashley zdała sobie sprawę, że ta znajomość nie skończy się na tym jednym spotkaniu.
***
Mulat po raz kolejny tego dnia przyłożył telefon do ucha. Zaczął krążyć po pokoju, przyglądając się gołym, białym ścianom. Czekał aż wreszcie usłyszy w słuchawce tak znany mu głos ukochanego, lecz i tym razem odezwała się elektroniczna sekretarka.
-Do diabła z Tobą Tomlinson! - krzyknął, a jego słowa odbiły się od ścian, tworząc echo.
Skrył twarz w dłoniach. Czekał już cały dzień na szatyna. Miał pójść tylko zobaczyć salę balową i pomóc Anyi przy wyborze sukienki. Mówił, że wróci za dwie godziny, a już minęły cztery. Jakby tego było mało nie odbierał. Mieli dzisiaj pojechać po materiały, które będą im potrzebne do remontu. Zayn jęknął i zaczął się zastanawiać czy o tej porze jakikolwiek sklep budowlany będzie jeszcze otwarty.
-Czy to możliwe, by zapomniał? - zapytał się sam siebie na głos.
Wziął głęboki oddech i wtedy usłyszał trzask drzwi wejściowych. Założył ręce na piersi i postanowił nie odzywać się do ukochanego. Niech sobie nie myśli, że po tym co zrobił nauczyciel tak jakby nigdy nic rzuci mu się w ramiona. Po chwili poczuł jak ktoś delikatnie obcałowuje jego kark i jak ręce Louisa przyciągają go bliżej do ciała małżonka.
-Przepraszam - wyszeptał weterynarz do ucha swojego męża.
-Przyznaj się, zapomniałeś o mnie.
Szatyn odsunął się i obrócił mężczyznę swojego życia tak, by stali twarzą w twarz. Uśmiechnął się smutno, po czym położył mu dłoń na policzku i zaczął gładzić kciukiem gładką skórę.
-Nie zapomniałem. W salonie zeszło nam się dłużej. Chciałem do ciebie zadzwonić, żebyś jechał do domu, bo dzisiaj niestety nie dam rady, ale wtedy zauważyłem, że rozładował mi się telefon.
-Nie mogłeś zadzwonić od Anyi?
-Zostawiła telefon w samochodzie Harry’ego. Wierz mi, gdybym tylko miał jak się z Tobą skontaktować na pewno bym to zrobił. Nie bądź na mnie zły.
Po czym oparł swojego czoło o czoło mulata.
-W ramach przeprosin, obiecuję, że jutro zabiorę cię na wykwitną kolację. Co ty na to?
Zayn nic nie odpowiedział, tylko zbliżył się do Louisa na tyle by mógł cmoknąć go w usta, po czym szybko się odsunął. Szatyn uśmiechnął się na ten gest.
-Uznaję to za tak.
________________________________________________________________
________________________________________________________________
Hej wszystkim!
Oto przed wami rozdział 21 oraz kilka informacji ode mnie. Po pierwsze: to jest już trochę początek końca. To ff zakończę w maksymalnie 40 rozdziałach + epilog. Po drugie: na razie może być dość spokojnie ale nie martwcie się, dramy dopiero się rozpoczną.
Teraz tylko po krótce powiem co nasz czeka w najbliższej przyszłości:
1) dwa weselicha
2) przynajmniej (!) jedna scenka +18 (spokojnie zdaje sobię sprawę, że nie każdy czytając takie rzeczy, bawi się tak dobrze jak ja, więc bd tak dobrze oznakowana by móc ją łatwo pominąć)
3) DRAMY
To chyba wszystko na dzisiaj. Także..
See ya soon!
Chyba piąty raz piszę ten komentarz, jak nie szaleje mi telefon to teraz komputer
OdpowiedzUsuńCieszę się, że opowiadanie powróciło, bo nie lubię jak coś się przerywa w połowie i ja potem się zastanawiam co dalej zamiast na przykład wkuwać prawo osobowe w starożytnym Rzymie
Ale na szczęście mam co czytać
Lubię Lou i Zayna, są słodcy i pasują do siebie co ciężko mówić komuś kto zawsze uznawał tylko schemat Zayn + Perrie
Podoba mi się jak troszczą się o siebie nawzajem
lubię też klimat Anglii w tym opowiadaniu. Czytam i czuję się jakbym siedziała w knajpce i obserwowała ich życie z boku, fajne uczucie
Wczułam się w te całe przygotowania do ślubu (na szczęście nie na tyle by go brać haha)
Nie wiem co takiego jest w Jesy ale ją uwielbiam i to nie jest pierwsze opowiadanie, w którym dla mnie króluje. Jej postać zawsze jest dopracowana i choć tutaj nie jest główną bohaterką to jednak liczę, że będzie jej więcej
Poniekąd współczuję jej zajmowania się tymi dziećmi
Skoro ona jest singlem i poznała Liama, który zapewne też jest singlem to mogę liczyć na związek?
Czytając o tym jak Lou nie wraca już miałam czarne scenariusze przed oczami. Wypadek? Porwanie? Zdrada?
Na szczęście (a może i nie do końca) okazało się że wszystko z nim okej
Wiesz, że ja lubię dramy, problemy, jakieś chore akcje także z przyjemnością o tym poczytam
Do następnego!