...pański mąż cierpi na amnezję wsteczną...
~~~~
Louis obudził się chwilę po
szóstej rano. Przetarł zmęczone oczy wierzchem dłoni. "Dziwne" -
pomyślał. Wydawało mu się, że kiedy wróci Zayn on znów zacznie spać tak jak
kiedyś. Ale problem polegał na tym, że nic nie było tak jak kiedyś. Mężczyzna
przeciągnął się i wstał z kanapy. Chwilę bił się z myślami. Przygryzł wargę i
skierował się na schody. Starając się być jak najciszej, delikatnie uchylił
drzwi od sypialni. Śpiąca sylwetka Zayna bezwładnie leżała w łóżku. Szatyn
podszedł bliżej, uśmiechając się. Dalej nie mógł uwierzyć, że miłość jego życia
jest tu z nim. Uniósł dłoń i łagodnie, by nie go nie zbudzić, odgarnął kosmyki
włosów mu z czoła, po czym złożył w tym samym miejscu pocałunek. Po tym
postanowił wrócić na dół, do kuchni. Wyjął kilka jajek z lodówki. Miał w
planach zrobić omlety. Wiedział, że jego małżonek od nich uwielbiał zaczynać
swoje wolne dni. Przeklął pod nosem kiedy upuścił patelnię. Chwilę się
przysłuchiwał czy nie obudził tym lubego, jednak dalej trwała cisza.
- Zayn zawsze miał taki mocny
sen - mruknął do siebie.
Kiedy skończył ułożył porcję omletów dla Zayna na talerz.
Zrobił jeszcze kawę. To wszystko ustawił na tacce. Spojrzał na zegarek -
piętnaście po dziewiątej.
- Perfekcyjnie.
Louis w pośpiechu założył swoje zniszczone, czarne vansy.
Zgarnął z szafki portfel i wyszedł z domu. Na końcu Carey Street, która
znajdowała się za zakrętem, mieściła się mała kwiaciarnia. Tam za niecałego
funta kupił piękną, białą różę i pobiegł do ukochanego. Kwiat położył z boku
tacki. Zadowolony z efektów, powolnym krokiem zaniósł to wszystko na górę, do
sypialni. Jedną ręką przytrzymywał naczynia, a drugą próbował obudzić męża.
Zajęło mu to dosłownie sekundkę. Zayn mrugał wielokrotnie próbując przyzwyczaić
się do jasnego światła.
- Dzień dobry - zagruchał Louis -
Przygotowałem śniadanie. Usiądź to podam Ci tackę.
Mulat prędko spełnił polecenie. Zajadał się omletami, raz po
raz uśmiechając się promiennie do kucharza. Po skończonym posiłku odłożył tackę
na szafkę nocną.
- Smakowało Ci?
- Bardzo.
Mężczyzna spuścił wzrok, a szatyn momentalnie się zmartwił.
Coś było nie tak?
- Louis mogę Cię o coś
zapytać? - zaczął nieśmiało.
- Cóż, już to zrobiłeś - odparł
Louis z uśmiechem - ale tak, możesz zapytać o coś jeszcze.
- Wcześniej, to ty też głównie
gotowałeś?
Oczy bruneta zaświeciły się w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Czasami ja, czasami ty. Jakoś
nigdy nie mieliśmy problemu z dzieleniem obowiązków.
- To dobrze.
Później weterynarz zostawił swojego ukochanego, by ten mógł
się w spokoju ubrać. On sam w tym czasie zabrał naczynia do kuchni i wstawił je
do zmywarki. Kiedy chciał schować tackę do szafki, spostrzegł, że biała róża
gdzieś zniknęła. "Czy Zayn naprawdę ją sobie zostawił?". Na tę myśl
serce młodszego mężczyzny wypełniała radość, a przed oczami stanęły mu łzy radości.
- Płaczesz?
Z tego wszystkiego nie zauważył lubego, który pojawił się w
drzwiach.
- Nie, tylko coś mi wpadło
do oka.
***
Równo o godzinie szesnastej w domu Tomlinson-Malik rozległ
się dzwonek do drzwi. Louis już wcześniej zdążył poinformować Zayna o przybyciu
gości. Do mieszkania weszła Jesy i od razu rzuciła się brunetowi na
szyję.
- Zayne! Bałam się, że już
nigdy Cię nie zobaczę.
Tomlinson przygryzł wargę. Delikatnie złapał kobietę za
ramiona i odsunął ją.
- Zayn - zaszczebiotał -
mógłbyś poczekać na nas w salonie? Omówimy jedną, ważną sprawę i za chwilę
będziemy.
Mulat przytaknął i szybko spełnił polecenie. Nelson stała osłupiona.
Nie potrafiła zrozumieć tej dziwnej atmosfery panującej w domu.
- Louis czy wszystko w porządku?
Mężczyzna westchnął ciężko. Nie miał jeszcze okazji, by
powiedzieć jej o, jak to pięknie ujął, defekcie męża.
- Zayn jest chory.
- Ma gorączkę? Mogłeś coś
powiedzieć zrobiłabym mu zupę i wpadła do apteki po jakieś lekarstwa.
- Nie. On ma problemy z
pamięcią.
- Z pamięcią? Co chcesz
przez to powiedzieć?
- Zayn...on - głos zaczął mu się
łamać - cierpi na amnezję wsteczną. Nie pamięta nas.
Szatynka zasłoniła usta ręką i zacisnęła mocno oczy, jednak
nawet to nie powstrzymało jej przed niekontrolowanym płaczem. Louis zamknął ją
w ciasnym uścisku. Doskonale ją rozumiał. Podał jej chusteczkę. Obydwoje
ogarnęli się na tyle by nie wzbudzać podejrzeń i skierowali się do salonu.
Nelson usiadła koło mulata i posłała mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów na
jakie była się w stanie zdobyć w obecnej chwili. Louis nie był głupi. Wiedział,
że Jesy ma ochotę porozmawiać z Zaynem będąc sam na sam. Znał ją wystarczająco
długo, by móc jej zaufać ze swoim najcenniejszym skarbem jakim był mężczyzna.
Poza tym dalej tlił się w nim ten drobniutki promyk nadziei, że mulat mimo
wszystko kocha tylko jego.
- To może ja pójdę zaparzyć
herbatę co? - zaszczebiotał, wysilając się na słodki ton.
Puścił oczko kobiecie, a ona szepnęła ciche
"dziękuję". Szatyn wyjął z szafki trzy kubki, do każdego włożył
saszetkę ze swoją ulubioną herbatą, która swoją drogą pochodziła z tego samego
hrabstwa co on, i nastawił wodę w czajniku. Otworzył okno i zaciągnął się
świeżym powietrzem, które wleciało do pomieszczenia. Wskoczył na kuchenny blat
i wyjął ze starego słoiczka po ciasteczkach paczkę Marlboro. Wiedział, że
powinien rzucić, ale nałóg był zbyt silny. Specjalnie schował je w takim
miejscu. Wiedział, że gdyby były w zasięgu jego wzroku nie byłby w stanie tak
dobrze się powstrzymywać. Anya twierdziła, że robił postępy. Miał nadzieję, że
mówiła prawdę, bo sam nie widział żadnego kroku naprzód. Zapalniczkę też
schował. Teraz nawet nie pamiętał gdzie, więc sięgnął po pudełeczko zapałek.
Odpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Płuca jego wypełnił trujący dym.
"Co ty robisz Lou?! Przestań się truć!" - skarcił siebie w myślach.
Czym prędzej zgasił papierosa i wyrzucił do śmieci. Zeskoczył z blatu. Usłyszał
wtedy bardzo poruszoną wymianę zdań pomiędzy Jesy a Zaynem. Wiedział, że to
nieładnie podsłuchiwać, ale pokusa była większa niż by się wydawało. Ostrożnie,
chowając się za drzwiami lodówki nasłuchiwał. Odetchnął z ulgą kiedy zrozumiał,
że kobieta opowiada mu o pracy w szkole podstawowej.
- To nic takiego - mruknął
do siebie.
Podskoczył kiedy czajnik zaczął piszczeć sygnalizując, że
woda się już ugotowała. Zalał herbatę. Wyjął duży biały talerz ozdabiany po
bokach i nałożył na nie kilka babeczek czekoladowych - ulubione przysmaki
Zayna. Wyciągnął tackę i nałożył to wszystko. Był już w przejściu kiedy
usłyszał swoje imię. Przygryzł wargę i zaczął nasłuchiwać.
- Louis naprawdę kocha Cię
najmocniej na świecie Zayn. Pamiętam wasz ślub obydwoje byliście tacy szczęśliwi,
uśmiechnięci.
- To dziwne...
- Dlaczego? Co jest dziwnego
w waszej miłości?
- Bo ja nie jestem gejem.
Później wszystko działo się w zaskakująco szybkim tempie.
Tacka upadła na kafelki, łamiąc się w pół, łącznie ze szklankami i pięknie
zdobionym talerzem. Jesy zaalarmowana hałasem natychmiast pobiegła do kuchni.
Kiedy zobaczyła Louisa płaczącego na klęczkach, próbującego posprzątać ten
bałagan. Nie była pewna czy próbował pozbierać odłamki naczyń czy własnego
serca, które runęło w dół razem ze wszystkim co trzymał w dłoniach.
____________________________________________________________________
Ten rozdział miał pojawić się wraz ze zwiastunem. Trochę się nie zmieściłam w czasie, ale tak czy siak rozdział 2 ma zachęcić do obejrzenia mojej dumy, którą robiłam do bodajże drugiej w nocy. Znów włączył mi się tryb przedszkolaka i z radością na ustach oczekuję aprobaty każdej małej rzeczy, którą wykonam.
Ostatnio coraz rzadziej dodaje te notatki pod koniec, bo stwierdziłam, że skoro nie mam naprawdę nic szczególnego do przekazania to są zbędne. Tak więc:
See ya soon!