czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział 5

Po pewnym czasie Louis postanowił wrócić do pracy. Zayn radził sobie coraz lepiej i nie potrzebował opiekunki. Oczywiście dalej się o niego martwił i wydzwaniał co jakiś czas, ale mimo wszystko mulat miał choć minimalną swobodę. Szatyn wyszedł ze swojego gabinetu, zdejmując gumowe, niebieskie rękawiczki. Za nim wyszła pani w średnim wieku, z kręconymi, siwymi włosami, ubrana na wzór królowej Elżbiety. Przy jej nodze dreptał wesoło biały buldog angielski, z którym do niego przyszła. Podziękowała za zaszczepienie jej pupila i opuściła budynek.
- Przerwa na kawę? – zagadała Anya, która pojawiła się nie wiadomo skąd.
- Chciałbym, ale przed kliniką jest grupka chłopców i mają gołębia ze złamanym skrzydłem.
- Ja go wezmę, ty idź na przerwę.
- Rozpieszczasz mnie An – zaśmiał się mężczyzna i wrócił do gabinetu.
Usiadł przy swoim biurku i z torby wyciągnął termos z kawą. Jego zakład mieścił się w jednej z bocznych uliczek Kingsmoor Road. Nie był może najbardziej znany w mieście, ale nie mógł narzekać na brak klientów. Louis upił łyk napoju i postanowił pożywić się słodką bułką z dżemem. Jak tylko opakowanie od wypieku zaszeleściło, w pokoju rozbrzmiało przeciągłe miauknięcie, a po chwili na biurko wskoczył duży, szarawy pers. Kocur był ulubieńcem wszystkich, który miał w klinice weterynaryjnej swój dom na stałe. Przez większość dnia spał gdzieś pod biurkiem, ale kiedy słyszał jak ktoś zaczyna jeść od razu się zjawiał. Kot miauknął ponownie, próbując zwrócić na siebie swoją uwagę. Odwrócił się prawie wkładając ogon do termosu. Szatyn pogłaskał go za uchem.
- Co tam u Ciebie Filemon?  - zapytał.
W odpowiedzi usłyszał tylko głośne „Miau”, po czym zwierzak zeskoczył z biurka i zaczął łapkami drapać w opakowanie kociej karmy. Louis westchnął, był pewien, że nie tak dawno dawał mu jeść. Podniósł się ze swojego miejsca i wziął fioletową miseczkę, która należała do kota. Wsypał mu tam kilka smakołyków i postawił na ziemi. Nie było trzeba długo czekać nim zadowolony Filemon zaczął jeść, mrucząc przy tym głośno. Mężczyzna uśmiechnął się. Życie tego zwierzaka nie zawsze było usłane różami. Któregoś mroźnego, grudniowego dnia, Anya przyszła z tą przybłędą na rękach. Kotek został porzucony koło rzeki, może nawet go do niej wrzucony? Miał wtedy niecały rok. Kilka złamanych kości oraz zadrapań jakie, prawdopodobnie. uzyskał walcząc z większymi kotami. Nikt nie dawał mu zbyt wielkiej szansy na przeżycie, ale jednak udało się. Filemon przeszedł długą rehabilitację nim stanął na swoich czterech łapach o własny siłach. Szatyn skończył swoje rozmyślanie i drugie śniadanie oraz dopił kawę. Na koniec złapał za telefon i wykręcił numer do małżonka. Kiedy Zayn opowiedział mu po krótce o swoim dniu, był wystarczająco spokojny by móc się z nim pożegnać. Po tym wszystkim otworzył drzwi swojego gabinetu i przyjął kolejnego pacjenta, którym okazał się szczeniak owczarka niemieckiego.

***

Louis upewnił się czy Filemon na pewno ma wodę w misce i wyszedł z gabinetu, przymykając za sobą drzwi. Było kilka minut po piętnastej. Normalnie potrafił pracować dłużej, ale dziś była zmiana Anyi, no i nie czuł się pewnie zostawiając Zayna samego sobie. Odwiesił biały fartuch na wieszaczek i zajrzał jeszcze do dziewczyny. Wróciła ona dopiero co z obchodu. Wczoraj operowali pewną labladorkę, której ktoś źle zszył złamanie i zostawił odłamek metalu. Kobieta napisała w raporcie wszystko co potrzebne. Uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny i gestem ręki wskazała mu by poszedł za nią do jej gabinetu. Tam wyjęła z torebki zaproszenia.
- Proszę, to dla Ciebie i Zayna.
- Co to?
- Zaproszenia, razem z Harry’m chcielibyśmy was zaprosić na taką imprezę kostiumową – wykrzyknęła uradowana.
- Jaki temat przewodni?
- Minione lata. Resztę informacji masz w środku.
Szatyn przytaknął. Podziękował, schował je i opuścił budynek. Wsiadł do swojego czarnego Mini Coopera i pojechał do domu. Zaparkował przed budynkiem z czerwonej cegły i wszedł do środka. Po chwili pojawił się mulat, który ubrany był w luźne dresy oraz białą bokserkę. Przecierał oczka pięścią, a jego włosy były w nieładzie. Jakby dopiero wstał z łóżka.
- Spałeś?
Brunet przytaknął po czym poszedł bliżej i wtulił się w szatyna. Louis był więcej niż zaskoczony. Zayn nigdy wcześniej tak nie robił! Mulat momentalnie wyczuł napiętą atmosferę i czym prędzej się odsunął. Odkaszlnął.
- Wybacz, myślałem, że to będzie miłe przytulić Cię po długim dniu w pracy.
Mężczyzna nie wiedział co powiedzieć. Źle się czuł z myślą, że tak odepchnął partnera. Podszedł więc bliżej, delikatnie łapiąc za nadgarstek i cmoknął w policzek. Zayn pisnął niczym mała dziewczyna i zrobił się cały czerwony.
- Takie powitania są zdecydowanie lepsze – szepnął mu mąż do ucha, przy okazji przygryzając jego płatek i skierował się do kuchni.

***

Później tego samego dnia obydwoje rozmawiali o balu kostiumowym organizowanym przez Anyę. Siedzieli w sypialni. Louis dalej spał w salonie, bo Zayn nie czuł się na tyle komfortowo żeby dzielić z nim łóżko, ale szatyn twierdził, że rozumie i że w niczym mu to nie przeszkadza. Kiedy jednogłośnie stwierdzili, że idą musieli pomyśleć nad jakimś strojem.
- Co jeżeli ubralibyśmy się w nasze stare mundurki? – zaproponował nieśmiało mulat.
- Zayn to doskonały pomysł!
- Naprawdę?
- Jasne! Jutro idziemy szukać takich strojów – wykrzyknął uradowany szatyn i cmoknął partnera w czółko – moja mądra główka – mruknął.

***

Bal zbliżał się dużymi krokami, aż w końcu nastał ten dzień. Zayn był w łazience poprawiając włosy, żeby przypominały takie samej jakie miał kiedy robiono mu zdjęcia szkolne. Z kolei Louis siedział w salonie już całkiem gotowy. Przeglądał śmieszne obrazki na stronach internetowych kiedy usłyszał wołanie mulata. Czym prędzej pobiegł do sypialni, która była połączona z łazienką.
- Stało się coś? – zapytał szatyn, stojąc przed białymi drzwiami.
Z pomieszczenia wyszedł jego mąż, trzymając w dłoniach ‘coś’.
- Louis mógłbyś mi coś wyjaśnić?
- Co takiego?
- Co to jest?!
Wtedy mężczyzna podniósł dłoń i oh. To był wibrator. Niewielki, fioletowy wibrator. Louis odkaszlnął, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
- No wiesz, ekhm, dwa lata byłeś w śpiączce, a ja miałem przez ten czas swoje potrzeby, tak?
- Więc zakupiłeś sobie ‘to’? – upewnił się, robiąc szczególny nacisk na ostatni wyraz.
- No tak.
Mulat przytaknął i przyjrzał się jeszcze raz erotycznej zabawce.
- To znaczy, że to ja zawsze byłem na górze?
Szatyn zadławił się własną śliną. Potarł kark. Ta rozmowa z minuty na mi
nutę stawała się coraz bardziej niewygodna i krępująca.
- Twoje milczenie jest bardzo wymowne, wiesz?  - zaśmiał się Zayn.
Po czym podszedł do małego kubełka na śmieci i wrzucił tam fioletowy obiekt.
- Co ty zrobiłeś? – spytał Louis jąkając się.
- Nie wydaje mi się, żeby takie małe ‘coś’ było Ci już więcej potrzebne – wyszeptał mu do ucha, przygryzając jego płatek.
Uśmiechnął się promiennie i pobiegł z powrotem do łazienki. Szatyn dalej stał w tym samym miejscu nie mogąc się ruszyć, w głowie mając tylko jedną myśl „jak ukryć bardzo widoczną erekcję?”.

***

 Mężczyźni siedzieli w samochodzie. W obecnym momencie stali na czerwonym świetle.
- Jedziemy tam razem jak para – skwitował głośno Zayn.
- Jesteśmy małżeństwem.
- Niby tak, ale to dalej trochę dziwne.
Louis zaśmiał się tylko i ściszył radio.
- Skoro idziemy tam we dwoje można uznać to za randkę? – spytał mulat.
Szatyn zamyślił się przez dłuższy czas. Od samego początku chciał go zabrać gdzieś na romantyczną kolację. Co prawda to nie było zbyt romantyczne, ale zawsze coś na dobry początek.
- Jeśli chcesz to tak, możemy uznać to za randkę.
Brunet przytaknął zadowolony. Przygryzł wargę i przyjrzał się swojemu mężowi. Dalej z trudem to słowo mu przechodziło przez gardło. To po prostu było takie surrealistyczne. Louis miał grzywkę na bok, którą on sam przygotowywał dobre pół godziny. Miał słodki nosek, który marszczył w przeuroczy sposób, kiedy czegoś nie rozumiał albo nad czymś się zastanawiał. Mulat tak się zapatrzył w mężczyznę obok, że nie zauważył kiedy światło zmieniło się na zielone, samochód ruszył z pełną mocą. Wydał z siebie dziwny dźwięk gdy nagle nim szarpnęło.
- Wybacz, ostatnio tak szarpie. Byłem u mechanika, ale niby wszystko jest w porządku – mruknął szatyn.

Nim się spostrzegli znajdowali się przy Milner Street gdzie położony był dom Anyi i Harry’ego. Wysiedli z wozu. W środku znajdowała się masa ludzi, niektórych znali tylko z widzenia, niektórych bardzo dobrze, a niektórych widzieli po raz pierwszy. Choć w przypadku bruneta wszyscy wyglądali obco. Drzwi za nimi się zatrzasnęły i zaczęła się impreza.




____________________________________________________________________
Muszę poznać wasze zdanie o scenie z wibratorem, naprawdę :>
Długo się nad nią zastanawiałam, czy powinnam ją wstawić, bo w głowie miałam ją już od pewnego czasu, haha. Przepraszam jeśli ktoś poczuł się skrępowany, ale nie mogła się powstrzymać no i mogła mi się nie trafić już druga taka okazja :)
To tylko co miałam do przekazania


See ya soon!

2 komentarze:

  1. Znów opiszę to wszystko w punktach bo w taki sposób o niczym nie zapomnę :)
    1. Podoba mi się praca Louisa, jest bardzo szlachetna i kiedyś sama chciałam być weterynarzem :)
    2. I tak uważam, że Anya jest podejrzana XD
    3. Niebieski kot? :o
    4. Być może coś złego się na tej imprezie stanie :D
    5. ''-Wybacz, myślałem, że to będzie miłe przytulić Cię po długim dniu w pracy.'' fajniutkie to zdanie :*
    6. Nadszedł czas na scenkę z wibratorem... jest śmieszna, ale sądziłam że jak Zayn się dowie jak Louis się zabawiał to będzie zły czy coś. Ale jest dobrze
    7. Ja chyba ciągle tylko dramy oczekuję w opowiadaniach swoich i innych XD
    8. Jestem ciekawa kolejnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O co chodzi z tym niebieskim kotem, hahha? Nie wiem chyba coś mnie ominęło we wcześniejszych rozdziałach?? XD
    Jezu ta scena przy końcówce...
    CO TY ROBISZ ZE MNĄ CO? HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA... NIE MOGĘ ZE ŚMIECHU I CHYBA SAMA SIĘ DOMYŚLASZ DLACZEGO XD XD
    DO NASTĘPNEGO XD
    HAHAHAHAHAHAH :*

    OdpowiedzUsuń